sobota, 27 grudnia 2014

Closer 20 OSTATNI

 "Just go...  And leaved me alone."



...-Jakie dziecko?!-zapytałem lekarza, który ze stoickim spokojem spokojem przekazywał mi te informacje... Ja, sam, z dzieckiem? O nie! To się nie uda.
-Jak mniemam, pańskie.
-To nie możliwe...
-A jednak... Potrzebuję pańskiej zgody na utrzymanie dziecka przy życiu...
-Ile mam czasu na decyzję?
-Tak szczerze? Muszę wiedzieć już.-stanowczo odpowiedział i spojrzał mi w oczy.
-Yyy... Zgadzam się.-trudno mi to przeszło przez gardło, ale jeżeli mogę uratować nasze dziecko, to muszę się zgodzić.
-Proszę to podpisać i zapraszam na intensywną terapię. Tam przewieziemy Pana Dziewczynę.
-Dziękuję.
Lekarz odszedł, a Liam od razu zmaterializował się obok mnie.

-I co? Jak poszło?-Payne podbiegł i wlepił we mnie spojrzenie pełne nadziei, która w tym momencie nie była już potrzebna... tylko jak Mu powiem o tym wszystkim?
-Wszystko jasne...-odparłem odwracając lekko głowę.
-Czyli?!-Liam zaczynał robić się niecierpliwy.
-Sam... Ona była w ciąży...
-Była?!?-Jego oczy momentalnie się zeszkliły, a mi zaczęło brakować słów... Nie potrafię powiedzieć Mu, że ona po prostu nie żyje!
-Lekarz kazał mi podpisać zgodę na utrzymanie dziecka w łonie matki, aż do momentu kiedy będzie można je podpiąć do osobnej aparatury, żeby mogło normalnie żyć...
-Czekaj... Czy ja dobrze rozumiem... Sam nie...?
-Zrobili wszystko co można było zrobić... Zostało już tylko dziecko...
-Gdzie teraz są?-pytał powstrzymując łzy...
-Na intensywnej terapii... Mam tam pójść...

Ruszyłem bez zbędnych słów na oddział, gdzie miała znajdować się Sam. Liam zrobił to samo, ale z lekkim opóźnieniem.
Stanąłem przed szklaną powłoką drzwi i zamurowało mnie. Zobaczyłem Ją... Payne zatrzymał się kilka kroków dalej i przyglądał się Jej przez szybę. Była taka blada i potłuczona, bezbronna... Spuściłem głowę i zacząłem płakać... Miałem tylko nadzieję, że to zły sen...
Panowała cisza, ta najgorsza- pełna nadziei, a równocześnie pewności, że to już koniec... To wszystko rozwalało mnie od środka.
Uniosłem lekko głowę i otarłem łzy.

-Kto powie to Greg'owi?-usłyszałem cicho zadane pytanie Liam'a.
-Powinienem to być ja... Przecież to przeze mnie...
-Nie mów tak... To co się stało to tylko i wyłącznie moja wina... To ja Ją zdenerwowałęm i tak się skończyło... Zadzwonię do Niego. Powiedz o wszystkim Caroline.

Liam odszedł kilka metrów, a ja wyjąłem telefon i od razu wybrałem ikonę Carol' w kontaktach.

-Hallo?
-Cześć, tu Zayn. Muszę powiedzieć Ci coś ważnego...
-Co się stało?-dało się słyszeć w Jej głosie zdenerwowanie.
-Sam...
-Co z Nią? Coś z ciążą?!
-Skąd wiesz, że była w ciąży?-zapytałem zdziwiony.
-Rozmawiałam z Nią kilka dni temu... Stop!!! Była?!? Zayn mów zaraz co się stało!
-Ona nie... Sam nie żyje...-odparłem nie umiejąc po raz kolejny powstrzymać emocji...
-Co?!? Gdzie jesteście?
-W szpitalu, lekarze próbują ratować dziecko.
-Przylecę następnym samolotem. Wyślij mi adres tego szpitala!-rozłączyła się.

*Oczami Caroline*

Co mogło się stać? Muszę jak najszybciej jechać na lotnisko.
Zebrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wybiegłam z domu.

Po 20 minutach byłam na lotnisku w Nowym Jorku.

-Bilet do Londynu na najbliższy lot, proszę.-nerwowo podbiegłam do okienka na lotnisku,
-Jeszcze nie wystartował samolot, który miał lecieć 10 minut temu. Zdąży Pani?
-Tak.-złapałam bilet i biegłam długim korytarzem w stronę płyty lotniska.
Udało się, zajęłam swoje miejsce i odetchnęłam lekko. Samolot wystartował, a ja uniosłam się nad miasto. W Londynie mamy być za półtorej godziny.

-Proszę zapiąć pasy, będziemy lądować.-głos pilota wybrzmiał z głośnika w samolocie. Nareszcie.

*Oczami Zayn'a*

-Caroline będzie tu za niedługo, właśnie wysłała sms'a, że lądują.
-Dobrze. Greg też powinien się zjawić lada chwila.-Liam odparł i ponownie skierował głowę ku szybie za którą leżała Sam.

-Witam ponownie.-lekarz pojawił się przed nami.- Chcą Panowie wejść do środka?
-Jeśli możemy...-Liam odpowiedział już startując do drzwi.
-Proszę bardzo, tylko spokojnie.-mężczyzna lekko się uśmiechnął i odszedł.

Po raz kolejny zapanowała cisza, aż udało mi się z siebie wydobyć jakiekolwiek słowo, żeby ją przerwać...

-Ty pierwszy...

Liam nic nie odpowiedział tylko skinął głową i ruszył w stronę łóżka Sam.
Spoglądałem ciągle na Nią z niedowierzaniem... Jak to wszystko się stało?
Usiadłem na krześle na przeciwko drzwi na oddział i spuściłem głowę opierając się o kolana.

-Kocham Cię i nigdy nie przestanę...-szeptałem do siebie, gdy ktoś oparł się o moje barki.
-Jestem.-Caroline oznajmiła zalana łzami.
-Sam leży tam. Liam u Niej jest.-odpowiedziałem ustępując Jej miejsca.
-Co się stało?
-Umówiliśmy się, żeby do mnie przyjechała... I nie dotarła...-próbowałem nie płakać, ale było to cholernie trudne, o ile w ogóle wykonalne.
-Wróciliście do siebie, prawda?-zapytała lekko skrępowana.
-Można było to tak nazwać...
Caroline wstała i przytuliła mnie, a ja rozkleiłem się jak dziecko... Zaczynało to wszystko do mnie docierać i to było najgorsze...

-Liam?
-Stary, idź...-wydukał pod nosem i wskazał ręką szklane drzwi.
Odwróciłem się i niepewnie wszedłem do sali. Usiadłem obok łóżka Sam i wziąłem Jej rękę, patrzyłem na Nią i myślałem... Myślałem, co by było, gdybym nie kazał Jej ukrywać "nas" przed Liam'em... To by się nie stało...

-Kochanie? Słyszysz mnie? Będziemy mieć dziecko, na pewno będzie takie śliczne jak Ty...-szeptałem do leżącej przede mną ukochanej...-Kocham Cię, nie możesz odejść, nie możesz mnie zostawić... nie możesz...-łudziłem się, że mnie usłyszy i odpowie, odpowie, że nie odejdzie, że to tylko przejściowe...

Mimo to, że wszystko zaczynało się układać w mojej głowie i wbrew mojej woli to do mnie docierało, to chciałem mieć Ją przy sobie. Przecież ja sobie nie poradzę z dzieckiem...
Wyszedłem na korytarz i usiadłem na wolnym krześle. Wpatrywałem się w sufit do końca dnia...

*Miesiąc później*

Po jak zwykle nie przespanej nocy wygramoliłem się z łóżka i po raz kolejny wbiłem swój wzrok w przestrzeń za oknem. Muszę jechać do szpitala, może dzisiaj dowiem się czegoś nowego.

Wyszedłem z sypialni i ruszyłem w stronę łazienki. Wziąłem prysznic, założyłem jakieś ciuchy i lekko podniosłem włosy.
W biegu zjadłem kawałem pizzy, czy czegoś, pewnie leżało to tu już kilka dni i wyszedłem z domu. Wbiegłem do garażu i wsiadłem do Bentley'a stojącego obok Ferrari, którym jeździła Sam...
Opuściłem podjazd i skręciłem w prawo w stronę głównej ulicy, żeby dostać się do szpitala.

Odkąd każdy dzień tam spędzam, nie mam czasu na nic.  Nie wychodzę nawet z Liam'em...  Zresztą On też nie spędza czasu w inny sposób.
Sam zostawiła nas samych...  Nie potrafimy sobie z tym poradzić.
Caroline trochę nam pomaga i próbuje podnieść na duchu,  ale widać,  że sama jest cholernie przybita...  Mimo to dzielnie się trzyma...

*szpital*

-Jestem!- oznajmiłem widząc Liam'a siedzącego na korytarzu. Pił kawę.
-Cześć. - odparł bez emocji podając mi prawa dłoń.
-Wiesz coś nowego?- zająłem miejsce obok kumpla i wlepiłem w Niego swoje spojrzenie.
-Larson ... -tak nazywa się lekarz. - czeka na ciebie w swoim gabinecie.
-okej.- wstałem i klepnąłem kumpla w ramię.
Pewnym krokiem ruszyłem wzdłuż korytarza,  żeby dostać się do gabinetu Larson'a.

-Dzień dobry.  Chciał mnie Pan widzieć.
-Tak.  Proszę usiąść. - facet wskazał mi krzesło i zajął swoje po drugiej stronie biurka. - Mam dla Pana ważną i chyba dobrą  wiadomość.-splótł palce opierając się łokciami o blat biurka.
-Słucham.
-Dziś możemy zakończyć proces rozwoju dziecka.  Możemy podpiąć je do osobnej aparatury.
-To fantastycznie...  Ale co będzie z...
-Będzie mógł Pan pochować swoją narzeczona... To niestety definitywnie koniec. - spojrzał mi w oczy...
-Dziękuję... - odparłem  niepewnie.  Teraz muszę powiedzieć to Liam'owi i zająć się pogrzebem.
-Proszę się nie martwić... - lekarz dodał zanim zamknąłem drzwi.

Zatrzymałem się zaraz po wyjściu z gabinetu.  Spojrzałem w sufit,  a moje oczy momentalnie się zeszkliły...  Kolejny raz będę musiał się z Nią żegnać...  Przez dłuższy moment tylko stałem,  aż z zamyślenia wyrwał mnie Liam,  który pojawił się obok nie wiadomo skąd.
-I co?
-Podpinają dziecko do osobnej aparatury.  Możemy pochować Sam...
-Czyli to już koniec? - zapytał opierając się o ścianę.
-Koniec.  Zostań tu,  a ja jadę do Domu po dokumenty.  W razie czego dzwoń. - poinformowałem Payne'a i ruszyłem przed siebie.

*kilka godzin później *

Wróciłem do szpitala.  Poszedłem jak zwykle na intensywną terapię,  ale nikogo tam nie było...  Wydałem szybko telefon i zacząłem nerwowo biegać po korytarzu.
-Liam,  gdzie jesteś?
-W szpitalu.  Właśnie patrze na Twoją  córeczkę.
-Córeczkę?-łza zakreciła mi się w oku...  - gdzie dokładnie jesteś?
-Od gabinetu Larson'a korytarzem w lewo i prosto.
-Zaraz tam będę. - rozłączyłem się i pobiegłem  korytarzem do miejsca,  gdzie miał znajdować się Payne.
Jest!  Widzę Go!  Spojrzał w moją  stronę i kwinął ręką,  żebym się pospieszył. Ale moment! Zatrzymałem  się i wbiłem wzrok w trzech facetów stojących za Nim.  Przecież to nie mogą być Oni...  Nie teraz! Cholera,  nie teraz!
Doszedłem do siebie i ruszyłem w Ich stronę.

-Co Oni tu robią?-zapytałem wskazując ręką na Harry'ego,  Niall'a i Louis'a.  ***
-Przyjechali.  Przecież to nasi kumple.  Pomyślałem,  że poczujesz się lepiej,  gdy przyjaciele będą przy Tobie.
-nie widzieliśmy się cztery lata,  nie utrzymywaliśmy ze sobą żadnego kontaktu,  a Ty uważasz Ich za moich przyjaciół?!? - krzyknąłem  na Liam'a...
-Zayn... - Harry się wtrącił. - Nie pamiętasz juz ile razem przeszliśmy?  Jesteśmy przyjaciółmi i chcemy być przy Tobie w tych trudnych chwilach.
-Chcecie być przy mnie...  Błagam!  Teraz?  Straciłem wszystko co się dla mnie liczyło...  A Ty teraz jak gdyby nigdy nic się pojawiasz  i chcesz mnie wspierać!  Śmieszny jesteś!
-Stary... - Niall próbował rozładować atmosferę... - To dla Ciebie trudne,  ale chcemy tu być...  Zostawiliśmy Cię wtedy,  gdy...
-Zostawiliście mnie,  gdy zmarła moja matka! Nie byłem Wam wtedy potrzebny?!
-To nie tak!  Chcemy,  żeby było jak dawniej.  Jesteśmy kumplami. Zawsze byliśmy. - Horan dokończył i wyciągnął w moja stronę rękę w geście zgody.
-Czego oczekujecie?  Że  tak po prostu wszystko będzie jak kiedyś? Otóż nie będzie!  Teraz mam córkę...  Teraz wszystko będzie inaczej... - opadłem na krzesło i bezwładnie spuściłem głowę...
-Dlatego chcemy Ci pomóc...  Od tego masz kumpli. - Louis w końcu się odezwał.! Oparł się o moje kolano i klepnął  w plecy. - Bez Ciebie to nie  ma sensu.
-Przepraszam...  - odparłem  bezsilnie spoglądając na czwórkę kumpli z dawnych lat...
-Przejdziemy przez to razem!-Liam wysunął rękę w naszym kierunku, a my już dobrze wiedzieliśmy co robić.  Kolejno położyliśmy ręce na Jego dłoni i zrobiliśmy to co zawsze w takich chwilach...
-Razem... - powiedziałem pierwszy,  a za mną kolejno Harry,  Liam,  Niall I Louis

*dwa dni pozniej*

Nadszedł TEN dzień...  Dziś nikt nie jedzie do szpitala.  Dziś dzień,  w którym już na zawsze pożegnam się z Sam...  Wyjąłem odpowiednie ciuchy z garderoby i zacząłem się ubierać.
Tak bardzo nie chciałem iść.  Nie chciałem zostać sam...  Bez Niej...

-Możemy jechać. - poinformowałem resztę zajmującą  mój salon.  Zatrzymałem się na schodach i przeczesałem  ręką włosy.
-Ja poprowadzę. - Harry oznajmił wstając z fotela.-Chodźcie.
-Jedźcie.  Ja pojadę sam...  Liam wie gdzie to jest.
-Okej.  Widzimy się na miejscu. - Tomlinson  wyszedł jako ostatni.
Rozejrzałem się po domu i wyszedłem kilka minut później.

Jechałem do kościoła w ciszy,  skupiony na drodze.  Bez żadnej nadziei...
Jechałem,  żeby powiedzieć to ostatnie "żegnaj...",  to najgorsze,  najtrudniejsze ze wszystkich...

Na pogrzebie byłem w innym świecie.  Odcięty od otaczającego mnie świata myślałem,  o Sam,  o nas i o dziecku.  O naszej córeczce.  Dopiero,  gdy przenieśliśmy się na cmentarz,  na miejsce,  gdzie czterech mężczyzn postawiło trumnę,  nad kilku metrowym dołem,  a ksiądz zaczął odprawiać
ostatnie modlitwy,  wróciłem do siebie.  Spojrzałem ostatni raz na trumnę,  gdy ta była spuszcza w dół.  Symbolicznie rzuciłem grudką ziemi i wypowiedziałem to ostatnie: "kocham Cię...".


Witam myszki!  To ostatni rozdział "Closer",  mam nadzieję,  że podobał wam się ten part,  bo będzie kolejny.  O czym świadczy pojawienie się reszty chłopaków.  Myślę,  że warto będzie czekać na drugą część tej opowieści.  Czekam na komentarze i dziękuję,  że tak dużo osób czytało "Colser",  to dla mnie bardzo ważne. A jeśli chodzi o kolejną część tej opowieści to myślę,  że pierwszy rozdział pojawi się już w styczniu.  Poprzedzony on będzie na pewno zwiastunem,  o którym was  pewnością poinformuje.  Szczegóły juz wkrótce!  Do zobaczenia! :*

3 komentarze:

  1. Wow niesamowite!! Jesteś wspaniała, nie mogę się doczekać następnej część :**** /L.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, ZAPRASZAM na bloga mojej koleżanki. Zostawcie po sobie komentarz, obserwację, albo po prstu czytajcie! http://rozzys-blog-young.blogspot.com/ NAPRAWDĘ WARTO!!!
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, ZAPRASZAM na bloga mojej koleżanki. Zostawcie po sobie komentarz, obserwację, albo po prstu czytajcie! http://rozzys-blog-young.blogspot.com/ NAPRAWDĘ WARTO!!!
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com/
    http://rozzys-blog-young.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń